Na wreszcie nadszedł moment, kiedy Starliner – pierwszy załogowy statek kosmiczny, oderwał się od ziemi. Start, który nastąpił w środę z przylądka Canaveral na Florydzie o godzinie 10:52 czasu lokalnego (co odpowiada 16:52 czasu polskiego), był ważnym krokiem dla NASA. Na pokładzie statku znajdowało się dwoje astronautów z USA, którzy mieli dotrzeć do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) już w czwartek.
Przygotowania do misji Starlinera nie obyły się bez problemów. Właściwie, można by rzec, że była to jedna z najbardziej pechowych przedsięwzięć zorganizowanych przez NASA i Boeinga. Kapsuła kosmiczna, którą pokazano światu po raz pierwszy w 2010 roku, miała być gotowa do wyprawy już w 2015 roku, ale niestety konstrukcja tej pojawiła się z opóźnieniem. Jak podaje Bloomberg, początkowo zakładano, że projekt będzie kosztować około 4,6 miliarda dolarów, ale ostatecznie Boeing musiał dołożyć do niego dodatkowe 1,5 miliarda dolarów.
Ale kłopoty związane ze Starlinerem nie skończyły się na etapie konstrukcji. Po zakończeniu budowy kapsuły kosmicznej pojawiły się kolejne problemy. Start musiał zostać opóźniony z powodu awarii zaworu zbiornika helu, a kilka dni później misję odwołano całkowicie, ponieważ komputer sterujący startem zaczął działać nieprzewidywalnie.
Tym razem, mimo poprzednich trudności, NASA uspokajało, że misja Starlinera przebiegnie bez żadnych problemów. I tak faktycznie się stało. Na pokładzie znaleźli się astronauci – Barry „Butch” Wilmore i Sunita „Suni” Williams, których celem był lot do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Tam planują spędzić cały tydzień, a następnie powrócić na Ziemię, lądując na terenie Stanów Zjednoczonych.